czwartek, 4 lipca 2013
Michel Schneider 'Marilyn. Ostatnie seanse.'
Kim była Norma Jean Baker? Kim byla Marilyn Monroe? Gwiazdą? Zagubioną małą dziewczynką? Kochanką mężczyzn, kobiet? Uzależnioną od leków, alkoholu, terapeutów i seksu kobietą? Zdaje się, że o Marilyn Monroe napisano już wszystko, ale jej życie jest tak wciągające, że mam wrażenie, iż im więcej informacji się posiada, tym mniej się wie. Nie wiem czy ktokolwiek jest w stanie odkryć prawdę o MM, tego chyba nie wiedziała nawet ona sama.
Książka jest piękna, wzruszająca. Autor bez wulgarnych szczegółów prowadzi czytelnika przez intymne ścieżki życia Marilyn Monroe, za co jestem mu ogromnie wdzięczna. Była kobietą z klasą, samotna i uwikłana w liczne romanse, poszukującą swojego miejsca na Ziemi. Schneider próbuje znaleźć odpowiedź na pytanie "kim była MM?" śledząc jej karierę, małżeństwa, romanse i terapię oraz dociec w jaki sposób umarła. Opisuje spotkania z Trumanem C:apote, który chciał, by Marilyn zagrała w Śniadaniu u Tiffany'ego:
"Ona dała mu postać Holly Golightly, a raczej on stworzył Holly z Marilyn, z jej słów, jej dłoni, jej nadziei i bezładu jej duszy".
Zresztą Truman Capote napisał piękny krótki tekst o spotkaniu z Marilyn Monroe, który był wielokrotnie wystawiany na deskach teatru, równiez jako słuchowisko Polskiego Radia.
Najgłębiej autor zanurza się w terapie MM i relacje z terapeutami. Cytuje słowa Artura Millera, który nie ma najlepszej opinii o psychoterapii:
"Ludzie, ktorych znam i którzy zaczęli terapię, w większości przypadków nie potrafili z niej wyjść. Od początku byli rozbici; i tacy pozostali. Nim pojawili się psychiatrzy, ludzie żyli w plemionach czy społecznościach, które ich wspierały bądź niszczyły w imię obowiązujących wartości i religii. Nie należy spodziewać się po psychiatrii, że dostarczy komuś wartości."
Kto zatem mogłby pomóc MM? Nie miała rodziny, kolejne związki sypały się, wytwórnia filmowa oszukiwała, nie miala przyjaciół. W 1960 roku trafiła do czwartego w swoim życiu terapeuty - Ralpha Greesona, który zafascynował się kobietą do tego stopnia, że uczynił ją niemal członkiem rodziny.
"Jestem uzależniony od jej zależności ode mnie" - mówil. Zacząl bywać z nią na planie filmowym, decydował jakie leki ma brać, jakie zastrzyki, zawładnął jej życiem, podejmował najmniej istotne decyzje.
"Przyszły terapeuta nie musial mieć za sobą lat klinicznych doświadczeń, by zgadnąć, że to Greeson dokonywał projekcji i że to właśnie on byłtym biednym dzieckiem, ktore zmaga się z własnym niepoddanym analizie uzaleznieniem, że sam stał się więźniem więzionej przez siebie kobiety."
Marilyn została legendą jeszcze za życia. Ludzie plotkowali o jej romansach, zachowaniu na planie filmowym, czasem były to całkiem sprzeczne informacje. Dla jednych była wciąż nieszczęśliwą nimfomanką, dla innych pełną życia dziewczyną. W 1962 roku MM zaczęła zdjęcia do filmu Something's Got To Give, lecz wytwornia FOX zerwała z aktorką kontrakt, rzekomo z powodu jej zachowania. Próbowano też ukryć taśmy z tych zdjęć, tłumacząć, że nigdy nie powstały lub zaginęły. Film jednak odnaleziono.
"Były to przede wszystkim kolejne ujęcia Marilyn, powtarzającej czasem po dwadzieścia razy tę samą scenę, niemal bezbłędnie, nigdy nie zapominając kwestii. Dyrekcja wytwórni FOX skłamała, twierdząć, że film został zagubiony, i wykreślając go ze swojej kartoteki. Wytwornia przekonywała też, że Marilyn grała tam nie w pełni świadoma, nafaszerowana lekami, że ten ostatni film był smutnym zakończeniem jej błyskotliwej kariery. Taśmy dowodzą czegoś wręcz przeciwnego. Marilyn sięga w nim szczytów swoich możliwości. Gra na poziomie swoich najlepszych rol: jest zabawna, wzrusza. Rozświetla ekran."
Marilyn znaleziono martwą w łóżku 4 sierpnia 1962 roku, miesiąc po 36 urodzinach. Jak to możliwe, że kobieta, która właśnie kupiła nowy dom, planowała wyjść za mąż, chciała nakręcić film o swojej ukochanej Jean Harlow, przygotowywała się do roli, zbierając informacje, popelniła samobójstwo?
"Była tak pełna życia, że nigdy nie uwierzę, że mogła zadać sobie śmierć" - mówi fotograf George Barris. Podejrzewano zabójstwo w związku z kontaktami z rodziną Kennedy, samobójstwo, przedawkowanie narkotyków, leków, alkoholu. Podejrzanym stał się również jej terapeuta Greeson oraz gosposia.
"Greeson miał podobno oświadczyć, Johnowi Minerowi, że przed wyjściem z domu swej pacjentki kazał jej zaaplikować środki uspokajające poprzez lewatywę, gdyż jej organizm uodpornił się na zażywane doustnie lekarstwa. [...] prawdopodobnie zlecil to Eunice Murray."
Czy zatem śmierć MM to ludzka pomyłka? A jeśli popelnila samobójstwo, dlaczego mimo tylu terapeutów i lekarzy nikt nie potrafil jej pomóc?
Przeglądałam wiele źródeł o śmierci Marilyn, niestety w zeznaniach świadków jest wiele sprzeczności. Tajemnicę zabrali ze sobą do grobu terapeuta i gosposia, bo to właśnie oni jako ostatni widzieli MM żywą. Wiele źródeł zaginęło, bądź są w posiadaniu CIA i FBI, ponieważ dom aktorki był na podsłuchu, a taśm nie odnaleziono. Również biblioteki uniwersyteckie w L.A. posiadają wiele tekstów, zapisków z terapii, listów, ale dokumenty te są tajne.
Cóż, być może nigdy nie dowiemy się jaka była Marilyn Monroe, ani co było przyczyną śmierci, ale na zawsze pozostanie w wyobraźni ludzi na całym świecie. Stała się nieśmiertelna.
"Historia jest prawdziwa jedynie wówczas, kiedy w nią wierzymy, a jej treść zmienia się w zależności od osoby narratora."
Wszystkie cytaty zaczerpnięte są z książki.
Zdjęcie pochodzi z poczytaj.pl
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Miałam okazję przeczytać tę książkę i bardzo mi się podobała. Stanowi doskonałe źródło informacji o Marilyn :)
OdpowiedzUsuńChciałabym jeszcze przeczytać biografię MM Donalda Spoto i "Fragmenty".
Usuń