Młoda i piękna kobieta, Emma poślubia zacnego lekarza Karola Bovary, który wyleczył jej ojca. Szybko okazuje się, że małżeństwo nie było dobrym pomysłem. Wykształcona w klasztorze Emma wydaje się być doskonałą kandydatką na żonę, niestety kobieta zaczyna nudziś się. W jej głowie roi się tęsknota do innego życia. Wkrótce poznaje przystojnego Leona, lecz ich namiętność pozostaje w sferze marzeń. Na jej drodze staje też Rudolf, który uwodzi kobietę. Dla niego Emma wymyka się z domu, okłamuje męża, kupuje prezenty. Kobieta gotowa jest nawet zostawić męża. romans konczy się dramatyczne, ale to niczego nie uczy Emmy, która znów wpada w pułapkę tesknot za romantyczną miłoscią...
Dawno się tak nie wynudziłam. Wszystkie opisy uczuć Emmy były tak wydumane i kwieciste, że ciężko było mi przez to przebrnąć. Dzień z życia Emmy polegał na marzeniach, wzdychaniu, tęsknocie. Poza tym styl Flauberta mnie irytował. Wszystko 'ociekało', opisy sukien, wnętrz, 'migdałowe paznokcie' itede itepe... Romans jak romans, dla wytrwałych.
Rzeczywiście to chyba najbardziej typowy romans jaki można sobie wyobrazić. Ale chyba nie wszystkie są jednak tylko westchnieniem i marzeniem :) O książce słyszałam, chociaż wydawała mi się nieco bardziej wartą przeczytania pozycją... Szkoda :)
OdpowiedzUsuń@tetis każdy inaczej może zareagować na książkę, mnie drażnił kwiecisty styl Flauberta, poza tym jedno z bohaterów zażywa truciznę (celowo nie piszę kto...) i umiera przez kilka kartek, no trochę długo :) poza tym Emma ciągle wzdycha, jest kapryśna, pyta wszystkich 'kochasz mnie?' to też mnie męczyło, ponadto sama się zadręczała, to chyba rodzaj jakiegoś masochizmu. A tu fragment :
OdpowiedzUsuń'W głębi duszy wyczekiwała jakiegoś zdarzenia. jak marynarze w niebezpieczeństwie, rzucała zrozpaczone spojrzenie na swe samotne życie, wyparując zjawienia się białego żagla na mglistym widnokręgu. Nie wiedziała co by to mógł być za przypadek, jaki wiatr go przywieje i ku jakim wybrzeżom ją zaniesie, czy bedzie to mała łódeczka, czy okręt o trzech pokładach naładowany niepokojem czy wypełniony szczęśliwością aż po brzeg!'
Umiera przez kilka kartek? To trochę kojarzy mi się z tasiemcami w tv... Może w tym czasie odbywa się jego wewnętrzna przemiana? :) Autorzy czasem lubią rozwklekać się nad niektorymi wydarzeniami, zupełnie jakby dłuższe umieranie miało bardziej wzruszać. A przeciez tak nie jest. Można napisać krócej a dosadniej i też wyjdzie pięknie:)
OdpowiedzUsuńTo bardzo dobry fragment, bo chyba idealnie oddaje nadmiar używanych słów, czyli zwyczajny przerost formy nad treścią...
No dobra, chyba jednak odpuszczę :)
podobno to klasyka gatunku :)
OdpowiedzUsuńJa bardzo lubię klasykę, ale jakoś to chyba nadal mnie nie przekonuje :D
OdpowiedzUsuńNa szczęście miałam tylko fragment w liceum :) Oczywiście byliśmy ciekawi jak się skończy i w ogóle, ale tak na dłuższą metę, chyba nie jest aż taka ciekawa i och, ach. Ostatnio naszło mnie na czytanie lektur (teraz jak nie trzeba ich czytać :D), więc pewnie wpadnie mi to w ręce, ale nie spodziewam się raczej po tym czegoś zaskakującego.
OdpowiedzUsuń@tarkastelu romans jak romans, niczego nie uczy, kilka ochów i achów i odbija się czkawką ;)
OdpowiedzUsuń