Wiadomo nie od dziś, że cenię Agatę Christie. Pisarka wspominała, że 'Dom zbrodni' to jedna z jej ulubionych książek.
Młody Anglik Charles zakochuje się w pięknej Sophi Leonides. Niestety rozdziela ich wojna, ale mężczyzna postanawia ożenić się po powrocie do Anglii. Niestety jego plany krzyżuje nagła i niespodziewana śmierć dziadka Sophie, Arystedesa Leonidesa, nieco ekscentrycznego bogacza. Sophia prosi Charlesa o przełożenie ślubu. Tymczasem Scotland Yard zaczyna badać sprawę, i tak się składa, że jednym ze śledczych jest ojciec Charlesa. Dzięki temu młodzieniec znajduje się w centrum wydarzeń. Otóż okazuje się, że Arystedes został otruty. Rodzina podejrzewa o morderstwo drugą żonę Arystedesa, trzydziestokilkuletnią Brendę. Charles przypadkowo odnajduje miłosną korespondencję Brendy z nauczycielem, co wskazuje na romans i typowy rozwój wydarzeń. Nic bardziej mylnego, bo chociaż rodzina posiada majątek, a ze śmierci Arystedesa nie wynika żadna korzyść, każdy ma uzasadniony motyw... Zraniona duma, zazdrość, nieszczęśliwa miłość.
'Dom zbrodni' przypomina nieco poprzednie książki Agaty, ale zupełnym zaskoczeniem jest postać mordercy. Wprawdzie w połowie książki domyśliłam się, kto popełnia przestępstwa (bo na jednej śmierci się nie skończyło...), ale jest to wręcz niewiarygodne. Tym razem Christie od początku do końca nakreśliła tą postać w sposób przerażający. Dlaczego? Odsyłam do książki.